Dominika Baraniecka

Grand Prix VII Wojewódzkiego Konkursu Literackiego „O Srebrne Pióro MDK” im. Wiesława Szymańskiego – maj 2013

 

 

Nie tam

 

Tu na wschodzie jest podobno koniec

świata, a tam gdzie jadę (na mapie jeszcze bardziej

w prawo) nie ma nawet widnokręgu.

Tory kończą się bez ostrzeżenia, jak przeszłość

 

i śnieg jest szary, już gdy spada z nieba. Tubylcy

zwożą tam w walizkach życie skądś indziej, a domy

są pełne głuchego brzęku sztućców i śmiechu dzieci,

który za kilka lat ucichnie, jak w Hameln. Ludzie stamtąd

 

naprawdę odwracają wzrok i odchodzą.

 

 

Martwa natura z wyschniętym kwiatem

 

To smutne i tak bardzo metaforyczne, że w naszym domu

nigdy nie zakwitła róża jerychońska - może tak gdyby

świat się skończył, a nasz dom zostałby pusty i jednocześnie pełen

przedmiotów wytartych dłońmi, ciałami i wzrokiem,

 

puściłaby zielone pędy. W moich snach, po końcu świata,

już po sądzie, opuszczamy ziemię tak, jak staliśmy, a wiatr

hula po pustych ulicach,  na które wyległy bezpańskie zwierzęta.

Potem zdziwieni obserwujemy z góry nieskoszone łąki

i niezebrane plony.

 

 

Podróż powrotna

 

skostniałym popołudniem stoimy na przystanku

pokryci śniegiem i dziwnie sobie bliscy chociaż dla kogoś z nas

zabraknie miejsca

w autobusie jadącym na prowincję (a wszyscy jesteśmy

przecież braćmi) potem w kościele będziemy ściskać

swoje obce śliskie dłonie

przewlekać cichą zazdrość przez skądś znane twarze

na pewno wszyscy oni nocą śpią spokojnie

ogrzani kołdrą zbyt krótką

dla dwojga

 


 

* * *

 

A co jeśli,
ujrzymy twarzą w twarz,
nie zrozumiesz mnie bez chybotliwych ogni olśnień.
Kiedy zacisnę pięści powiek,
czując wiatr tak różny od tego, który znałam
i znać będę, bo ten jest pierwszy
nie do przeoczenia.
Chyba, że odwrócę głowę złym momencie.
A kiedy już ujrzymy wszystko tak jak jest,
niech się pode mną łaskawie rozstąpi ziemia.

 

 

* * *

 

W mej cichej komnacie,
czerwonej popiołem,
usiądę u progu, w płatkach róż szarości,
nakreślę konstelacje na płynnym, białym niebie,
zamoczę rąbek sukni w smolistej toni nocy.
A mżawka pszczół osiądzie
na skórze niechciana,
otulę dłońmi żądła i skrzydełka czarne.
Latarnie moich modłów
rozbłysną nad morzami.

 

 

* * *

 

Ile jest mnie samych w jednej
tak zastanawiam się nocami bezsennymi,
kiedy śpię,
rozmawiając z Bogiem,
podczas gdy milczę,
zamykam oczy,
budzę się wpół zdania, podsłuchuję
dialog, który nigdy się nie kończy.
Jest na świecie siła ciążenia i horyzont, jest dotyk i rozum, granice
jest też cisza, zaufanie, łzy
a więc jesteśmy we dwie, na tym dwojakim świecie,
umieram, żebym mogła żyć

 

 

* * *

 

Oczy masz jak odbicie nieba
jasne
dostałaś je w spadku, przekazujemy je sobie
razem z krzywdą, cierpieniem, słabością
razem z łzami
płaczemy, pokolenia wstecz, aż do dzisiaj
Bóg dotknął naszych oczu
powołał do cierpienia za braci
Oczy masz, córko, jak poranek
jasne
dostałaś je otwarte na blaski, na cienie, na miłość
Na wzgardę

 

 

* * *

 

Słyszysz, jak drzewa szepczą,
jak ptaki lecą, bezszelestnie,
jak rosną kwiaty, niepostrzeżenie
Świat dzieje się w cichości.
Słońce wschodzi, kiedy nikt nie patrzy.
Księżyc wchodzi w pełnię, chociaż nikt nie czuwa.
I lata mijają, nie prosząc o więcej.
Widzisz, jaki pokorny jest świat?
Jak nas znosi cierpliwie, jak matka?

 

 

Tęsknota

 

Kiedy się tęskni,
pękają pąki kwiatów,
wiatr zgina trzcinę do ziemi.
Kiedy się tęskni, łzy chowa się w dłoniach,
jest się naczyniem. Odłamki szklane tną skórę,
dmie wicher. Kiedy się tęskni, jest się dzieckiem, co pierwszy raz
widząc morze, cichnie. Mam białą skórę i usta czerwone, a kiedy tęsknię,
blaknę, widać splot, którym w ciemnościach zostałam utkana. Mam duszę rozedrganą,
a kiedy tęsknię, żarzy się mi w palcach słaby płomyk knota. I szumią trzciny zgięte, ale nie złamane.

facebooklogo pntablicalogo bip

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.

Deklaracja dostępności.